środa, 9 listopada 2016

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY: JASNA ZIELEŃ

- Gdzie znowu wyjeżdżasz?- spytałem wprost mojego starszego brata.
- Mam sprawy do załatwienia- zbył mnie.
- Jak zwykle- odburknąłem odchodząc.
- Ross..- minęła mnie Katie, próbując nawiązać rozmowę.
- Nie teraz- ruszyłem w swoim kierunku.
Zatrzymałem się na chwilę, obserwując przez ramię rozmowę tych dwojga. Żwawo dyskutowali na jakiś temat, zmrużyłem oczy starając się wyostrzyć słuch, niestety nic konkretnego nie udało mi się podsłuchać.

Czułem, że w tym całym rodzinnym bajzlu zgubiłem swoją osobowość, szybkość podejmowania decyzji. Moja wybuchowość została oblana ciepłym moczem rodzinnego konwenansu.
Idę się wysuszyć.
Schnę.

- Ross dlaczego taki jesteś dla Katie?- Rydel jak zwykle próbowała naprawiać sytuację.
- Czyli jaki?- udawałem, że nie wiem o czym ona mówi.
- Unikasz jej, budujesz mur- jakże wnikliwie zauważyła moja siostra.
Budowałem mur, nie było to trudne, miałem materiału pod dostatkiem, przecież nie tak dawno, zburzyłem jeden, całując ją wtedy pod klubem.
- Po prostu nie mam z nią już nic wspólnego, ok?- ton mojego głosu stawał się coraz ostrzejszy.
- Ok, ja chciałam tylko..- próbowała się tłumaczyć.
- Przestań mnie wreszcie niańczyć, nie jesteś moją matką!- wykrzyczałem w twarz mojej jedynej znanej mi siostry.
- Ale ja jestem i zabraniam ci się tak odzywać do rodzeństwa- Stormie stanęła w drzwiach salonu, w którym siedzieliśmy z Rydel.
- Nie jesteś!- zmierzyłem ją wzrokiem i skierowałem się do wyjścia na podwórko.
Słabo odgrywała swoją rolę, byłem gotowy napisać list do reżyseria, o zmianę dla tej kobiety, była zupełnie nieprzekonywująca. Widz może czuć się oszukany, ja na pewno tak.
- Spokojnie mamo, on wydorośleje- słyszałem jak Rydel pociesza kobietę, która mnie urodziła.

Byłem wściekły na siebie. Frustracja wypełniała mnie po brzegi, a kieliszek uczuć wylewał już lekko plamiąc dywan mojego życia. Nie miałem zamiaru tego sprzątać, nie biorę jeńców, zabijam na miejscu.

Wypijając kolejną szklankę whisky postanowiłem wejść do pokoju Rikera, dowiedzieć się gdzie wyjechał.
Otworzyłem drzwi, wszystko stało tak jak kilka dni temu, gdy czytałem tu książkę. Po prawej stronie równolegle do mnie stało dwuosobowe łóżko, starannie zaścielone. Narzuta w kolorze granatowym podkreślała surowy charakter pokoju, naprzeciw mnie na ścianie wisiał duży drewniany regał, na którym Riker trzymał książki. Zwykł czytać wszystko co wpadnie mu w rękę, ale głównym ulubionym gatunkiem były książki psychologiczne, samorozwojowe. Moją uwagę zwróciła pusta dziura po czerwonej książce "Ronnie". Czyli braciszek wiedział, że go szpiegowałem, może o tym rozmawiał z Katie? Pod regałem stało drewniane biurko, na nim nic nie było, w pierwszej szufladzie również było dość pusto, żadnych papierów, długopisów, prezerwatyw. Nic. Otwierając drugą odetchnąłem głęboko wiedząc już co w niej się znajduje.
Wyciągając list z koperty na podłogę wysypał się piasek.

Jasna zieleń to kolor przygody,
Skończmy wreszcie te marne podchody.

-Dobry pomysł- powiedziałem głośno zatrzaskując drzwi do pokoju brata.
Zszedłem po schodach zastając matkę z Rydel w salonie, dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zostawiłem.
- Rocky, Ryland- chodźcie szybko do salonu- wołałem na cały głos.
- Co ty wyprawiasz?- Stormie zmiażdżyła mnie wzrokiem.
- Zagramy w grę- uśmiechnąłem się radośnie.
- Chłopaki- wołałem głośniej obracając się wokół osi.
- Co się tak drzesz?- Ryland zbiegł po schodach.
- Chodź, usiądź na kanapie- wskazałem ręką miejsce obok Rydel.
- Gdzie ten Rocky- wyciągnąłem telefon z kieszeni dzwoniąc do brata.
Rocky przyszedł z Katie z ogrodu.
- Ciebie nie zapraszałem- wskazałem palcem na szatynkę.
- Ross przestań, Katie jest członkiem rodziny- Rydel wstała wyraźnie broniąc dziewczyny.
- Niech wam będzie- wyrzuciłem ręce w górę na znak kapitulacji.

Moja rodzina produkowała więcej zapachu niepewności niż byłem w stanie wchłonąć, karmiąc się zdziwieniem stąpałem z nogi na nogę popijając złoty trunek. Zrobiło się zbyt duszno, więc postanowiłem zacząć przedstawienie.

- Pewnie zastanawiacie się po co was tu zebrałem, droga rodzinko.- nie czekając na odpowiedź, ciągnąłem dalej- Otóż chciałem zagrać z wami w grę.- moja rodzina patrzyła na mnie jak na wariata.
- Co ty odwalasz stary?- Rocky znudzony wstał, by powrócić do swoich obowiązków.
- Siadaj!-krzyknąłem.
- Dobra, wyluzuj- opadł z powrotem na miejsce.

Na jednej kanapie siedziała Stormie z Rydel i Rylandem, na drugiej kanapie naprzeciwko Rocky z Katie. Wszyscy wpatrywali się we mnie uważnie. Katie była zaniepokojona, czuła co się zaraz szykuje, ale czy aby na pewno?

- Gra będzie się nazywać "Ile wiesz o naszym tacie", opcjonalnie "Ile wiesz o swoim mężu" to dla ciebie mamo, chociaż, wiesz całkiem sporo, prawda?- zwróciłem się w jej kierunku przykucając przy niej.- Może chciałabyś zacząć?- dotknąłem z czułością jej ramienia, znieruchomiała.
- Ross opanuj się, mów o co chodzi- Rydel przerwała niezręczną ciszę.
- Dobrze, skoro ona nie chcę, to ja zacznę grę- zupełnie ją zignorowałem.- Zasady są takie, że mówimy coś o naszym tacie o czym wydaje nam się, że inni nie wiedzą- Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie mam czasu na takie pierdoły- Ryland machnął ręką, wyciągając telefon z kieszeni.
- A więc Panie i Panowie, nasz tata Mark, ma jeszcze jedną córkę, oprócz naszej kochanej Rydel, przykro mi kochanie- ostatnie słowa wypowiedziałem w jej kierunku, obserwując jak jej mina przybiera kwaśny grymas.
- O czym ty mówisz? Mamo?- blondynka odwróciła się, spoglądając pytająco.
- Tak to prawda- wyszeptała Stormie
- Coo?- Rocky walnął pięścią w stół.
- Hej, hej, hej! Spokojnie, przecież mama ukrywała to tylko przez kilkanaście lat- roześmiałem się plując trunkiem przed siebie.
- Jak mogłaś to przed nami ukrywać?- Ryland zaciekawił się zabawą.
- To nie ma znaczenia, jesteśmy rodziną, to się liczy- Stormie ze skruszoną miną próbowała wzbudzić litość.
- Halo?! Fajna gra, prawda? A tak nie chcieliście zagrać- zrobiłem smutną minę obracając szklankę w dłoni.
- Ross jesteś pijany, przesadzasz!- Katie w końcu odezwała się starając się wbić w rozmowę.
- O własnie, zapomniałbym o najważniejszym, podejdź tu Katie- dziewczyna znieruchomiała- No dalej, nie wstydź się- wyciągnąłem do niej rękę.
- Ross, nie rób czegoś, czego będziesz żałować- szatynka wyszeptała mi do ucha. Strach przepływał przez nią, każda komórka jej ciała drżała, myślała, że właśnie zyska rodzinę. Błąd.
- Byłbym zapomniał najlepszego! Wiecie czemu Katie tyle przebywa u nas w domu? Kto zgadnie?- każdy siedział unieruchomiony.- No, zawodzicie mnie, prosta zagadka.- pokręciłem głową.
- Bo jest moja przyjaciółką?- Rydel powiedziała nieśmiało- czyżby moja ukochana siostra zaczęła się mnie bać?
- Błąd- ktoś ma inny pomysł?- rzuciłem .
- Bo myśli, że jest waszą siostrą- Stormie spojrzała z wyższością, myśląc, że wygra.
- BING BING Prawidłowa odpowiedź!- Brawo matko, nie zawiodłaś mnie!- uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Katie spojrzała na mnie z pogardą.
- Ale poczekajcie, bo ona MYŚLI, że jest naszą siostrą- pokazałem palcem na Katie- A tak naprawdę nią nie jest! Dobre co?- objąłem ją ramieniem.
- Czekaj, co?- Katie spojrzała na mnie pytająco.
- Wytłumacz matko- wzrok wszystkich padł na Stormie.
- To prawda, wasz ojciec ma inną córkę, ale nie jest nią Katie, poznałabym ją, widziałam ją jak była małą dziewczynką i nawet wiek się nie zgadza. Przykro mi, ale nie jesteś córką Marka- ostatnie zdanie skierowała bezpośrednio do Katie.

Moje dumne ciało odbywało własnie stosunek przerywany z jej piorunującym wzrokiem. Chwila przyjemności, reszta bólu, rozczarowania. Widziałem jak odchodzi, każdy jej krok to było moje zwycięstwo.
Gorszej strony nad mityczną dobrą.

- Ross, jesteś mistrzem taktu- Rydel popchała mnie do tyłu, biorąc szatynkę pod ramie i wychodząc z salonu.- Przydadzą ci się wakacje, nie pokazuj się tu- moja siostra krzyknęła do mnie przez ramię.
- Wakacje- pomyślałem- No właśnie, wiem już gdzie jest Riker- powiedziałem pod nosem wybiegając z domu, mijając Rydel z Katie.
- Dzięki siostra- rzuciłem otwierając samochód.
W końcu poczułem, że coś się rusza z miejsca, wiedziałem gdzie muszę dotrzeć, nie wiedziałem tylko co tam zastanę, jedynie mogłem się domyślać.

Jechałem szybko, zbyt szybko, by mogło mi to ujść płazem.
- Jest Pan pijany i do tego przekroczona prędkość, trochę tutaj posiedzisz.- policjant bez wzruszenia wyrecytował te słowa, jak gdyby ta sztuka teatralna nie odgrywała się na Broadway'u, ale w piwnicy chińskiej restauracji.
- Cóż za szybkie przejście z Pan na ty, nie przypominam sobie, żebyśmy razem pili- uśmiechnąłem się zadziornie.
- Szkoda, że nie przypomniałeś sobie, że piłeś zanim wsiadłeś za kółko- zgasił mnie.

Alkohol powili spływał ze mnie, w kierunku studzienki ściekowej. Ból głowy wzrastał wprost proporcjonalnie z czasem przebytym w celi i twardością łóżka, o ile można je było tak nazwać.
- Wychodzisz- ten sam policjant otworzył moją cele.
- Jak miło, będę tęsknić- powiedziałem z ironią.
- A ja nie bardzo- odburknął policjant wskazując mi drogę.
- Co ty tutaj robisz?- zdziwiłem się widokiem szatynki śmiejącej się i flirtującej z innym policjantem.
- Ta Panna poręczyła za ciebie, trochę grzeczniej- skarcił mnie.
- Dziękuję Panom, Do widzenia- wylała na nich tyle wdzięku, że mógłbym w nim popływać.
- Nie musiałaś tego robić- przewróciłem oczami
- Po pierwsze sam byś sobie nie poradził, a po drugie teraz jesteś mi coś winien.- powiedziała stanowczo.
- Czego chcesz?- poddałem się.
- Zabierz mnie do Rikera.
- Co? A skąd mam wiedzieć gdzie jest?- kłamałem
- Ross, błagam cię.- popatrzyła na mnie jak na idiotę- Obserwuję cie od jakiegoś czasu, odsunąłeś mnie od sprawy, ale ja obiecałam, że ci pomogę, poza tym chcę poznać prawdę.- kontynuowała
- Dlatego jechałaś za mną?- zapytałem.
- Pożyczyłam wóz od Rydel, widziała jaka byłam załamana, nie mogła odmówić- uśmiechnęła się.
- Szybko ci przeszło- patrzyłem podejrzliwie
- Podsłuchałam twoją rozmowę z mamą, wiedziałam, że Mark nie jest moim ojcem- wytłumaczyła.
- Czyli przychodziłaś szpiegować pod pretekstem opieki nad swoim tatą?- zdziwiłem się jej przebiegłością.
- A ty mnie olewałeś, co bardzo ułatwiło mi zadanie- ruszyła z piskiem opon.- Mów gdzie pojechał Riker- jej ton był oficjalny, chłodny.
- Nasz rodzinny domek na plaży- powiedziałem- tędy- wskazałem palcem.
- Dobry chłopiec- Katie uśmiechnęła się do mnie.

Jechaliśmy w ciszy, dziewczyna była skupiona na drodze lub na czymś innym, ciężko było mi wyczuć co pożerało jej myśli.

Czułem się nieswojo. Droga odbijała się od kół samochodu Rydel, Krajobraz nieznacznie zmieniał się wzdłuż przebytych kilometrów. Jasnozielona koperta spoczywała w kieszeni mojej skórzanej kurtki, którą wybrałem na zakupach z siostrą, tej samej, w której dowiedziałem się przez co przeszła Katie narażając się dla mnie. Poczucie winy rosło wraz z temperaturą mojego ciała. Pozwoliłem sobie spojrzeć na nią jeszcze raz, ona niewzruszona patrzyła sie na drogę.

-Zaparkuj tutaj, resztę przejdziemy na nogach, nie chcę, żeby zobaczył auto- Odezwałem się w końcu.
Bez słowa zatrzymała się.

Nasz dom na plaży był oddalony o 60 mil od naszego rodzinnego domu.

- Miałem nadzieje, że cię tu spotkam- powiedziałem do Rikera wchodząc do domku.
- Co ty tutaj robisz?- wyraźnie się zdziwił.
- Jestem na wakacjach, a ty?
- Mam w mieście kilka spraw do załatwienia i postanowiłem się tu zatrzymać- próbował zachowywać się naturalnie.
Zacząłem krążyć wokół niego otwierając szafy, wchodząc do każdego pomieszczenia.
- Szukasz czegoś?- Riker zdziwił się moim zachowaniem.
- Nie udawaj- patrze na niego ostrzegająco.- Gdzie ona jest?
- Kto?- brnie w to dalej.
- O witam- powiedziałem otwierając łazienkę.-Katie możesz wejść- wołam ją.
Katie podchodzi do mnie, mija zmieszanego Rikera.

- Katie, poznaj moją siostrę Ronnie.


.